Trochę prywaty
Dzisiaj będzie trochę prywaty, ale tylko do zarysowania tła, bo ten blog i wpisy tu zamieszczane nie mają być o mnie - a przynajmniej nie w sposób bezpośrednio opisowy.
Może co niektórzy domyślili się po grafice profilowej i po samej nazwie profilu, że jestem osobą poruszającą się na wózku inwalidzkim. Jeżdżę na nim od urodzenia, bo mam taką jedną chorobę genetyczną, która po prostu osłabia moje kości i sprawia, że nie chodzę. Ręce jednak mam sprawne, jak na swoje 92 cm wzrostu :D. Poczuciem humoru z kolei sięgam wysoko ponad swój wzrost. Nie mam jednak do nikogo żalu o to, jakie wiodę życie i nie wyobrażam sobie, aby było tak, abym chodził, bo przyzwyczaiłem się do oglądania świata z pozycji siedzącej. Zresztą, jestem dość mobilny jak na swój stan, bo posiadam prawko i mam własny samochód, więc jest luz.
Do czego zmierzam? Otóż nie mogę znieść tego, w jaki sposób osoby niepełnosprawne bardzo często przedstawiają swoje zachowanie, tym samym kreując szkodliwy obraz tej podgrupy społecznej. Niepełnosprawności są różne, ok. Jestem w stanie to zrozumieć. Nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia, gdybym miał jakąś niepełnosprawność umysłową. Niektórzy twierdzą jednak, że z moją głową i tak nie jest najlepiej, ale... ja ich nie słucham :D #czarnyhumor.
Tak więc pomyślałem, że w świetle dziwnych sytuacji, jakie mnie spotkały kilka razy w moim krótkim (jak dotychczas) życiu, wypluję z siebie trochę tego jadu, który kumuluje się gdzieś tam w środku, kiedy widzę wszystkich tych strajkujących, proszących o pomoc i agresywnie wręcz domagających się wsparcia. Oczywiście mam na myśli osoby w podobnej sytuacji do mojej, a nie ludzi w stanie "wegetatywnym" (określenie użyte jedyne w celu lepszego zidentyfikowania, o jaką grupę osób mi chodzi).
Ja jestem studentem (co wiecie z sekcji "O mnie") i jedne studia już mam za sobą (5-letnie). Są jednak tacy, którzy posiadając niepełnosprawność ruchową i studiując na uczelni, korzystają z szeregu ulg i przywilejów (domagając się ich), o których ja nawet nie pomyślę, bo uważam, że trzeba zachować jakieś resztki godności. Zachowanie takich osób sprawia, że osoby niepełnosprawne, a zwłaszcza ci, którzy poruszają się na wózku, często są marginalizowani w wielu aspektach życia społecznego.
Ostatnio czekałem pod drzwiami pewnej restauracji na zamówione w niej śniadanie na wynos. Restauracja ta jest wyjątkowa i robi przepyszne śniadania, których nie serwuje żaden inny lokal w mieście, w którym obecnie się znajduję. Uważam więc, że warto postać te 30 minut na dworze, jeśli nie mogę wjechać do środka z powodu wysokiego, kamiennego stopnia przy wejściu do lokalu. W pewnym momencie ze środka wychodzi pewien łysawy mężczyzna w czarnym płaszczu. Był dość dobrze ubrany, wyglądał na człowieka, który nie narzeka na stan swojego portfela i konta bankowego (o ile w ogóle ma tylko jedno konto). Po pokonaniu progu spojrzał na mnie w dość protekcjonalny sposób i spytał:
- Masz pieniądze?
Ja trochę zdębiałem. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, ponieważ to pierwsza taka sytuacja w moim życiu, w której ktoś bez żadnych ogródek pyta mnie o taką rzecz. To były godziny poranne. Napad był raczej mało prawdopodobną opcją - tym bardziej, że mężczyźnie daleko było do kogoś, kogo można by posądzać o takie zamiary.
- Nie, nie mam - odpowiedziałem, mając na myśli to, że nie mam przy sobie gotówki.
Nie płacę gotówką prawie wcale. Kto to robi na bieżąco w dzisiejszych czasach? Teraz ludzie płacą kartami, a i to robią ci "mniej technologiczni", bo ci "bardziej technologiczni" płacą telefonem - również zbliżeniowo zresztą. Moja odpowiedź podyktowana była tym, że jeśli istniał jakiś najmniejszy procent szans na to, że gość miał złe zamiary, to odpowiedź, że nie mam kasy, powinna zniechęcić go do dalszych działań.
Skutek był jednak zgoła przeciwny - mężczyzna sięgnął ręką do kieszeni swojego płaszcza, wyciągnął z niej portfel, po czym otworzył go i wyjął z niego jakieś pieniądze. To był chyba banknot dziesięciozłotowy.
- No to masz. Będziesz mieć na kawę, czy na ciastko - rzucił, próbując dosłownie wcisnąć mi w rękę wyjęte ze swojego portfela pieniądze.
- Co pan robi!? - oburzyłem się. - Żartuje pan!? Zabieraj pan te pieniądze.
Mężczyzna wyglądał na zdeterminowanego, aby mnie "uszczęśliwić" na siłę. Rzeczony banknot, na wskutek mojego dość stanowczego oporu, wylądował na ziemi. Mężczyzna spojrzał na mnie, a następnie schylił się po pieniądz, schował go i ruszył swoją drogą.
- Nienormalny - rzuciłem jeszcze za odchodzącym filantropem.
Sytuacja mnie dość mocno zszokowała, bo nigdy wcześniej nie przytrafiło mi się nic podobnego. Ja po mieście jeżdżę na wózku elektrycznym. Takie sprzęty nie są tanie. Być może, gdybym w ręku trzymał jeszcze swój telefon, to człowiekowi temu nie przyszłoby do głowy coś podobnego. Dobry smartfon chyba nadal pozostaje w jakimś stopniu wyznacznikiem statusu finansowego.
Jaki morał płynie z tej historii? Na pewno przesłanie do narodu, do osób niepełnosprawnych - nie róbcie z siebie ofiar życia, nie zniżajcie się do poziomu osób ubezwłasnowolnionych! Ilekroć Jan Kowalski, jeżdżący na wózku, będzie głośno domagał się ulg, pieniędzy, pomocy i asysty we wszystkim, osoby niepełnosprawne z innym podejściem do życia nigdy nie będą miały szans na polepszenie swojej pozycji w społeczeństwie. Zawsze będziemy marginalizowani i zawsze będzie się na nas patrzeć z góry. Ja rozumiem, że niektórym może być naprawdę ciężko i ja jeszcze nie mam najgorzej, ale to jest apel do tych, którzy są w podobnej sytuacji do mojej. Jeśli choć ta część osób będzie bardziej asertywna i rozważna w swoich działaniach (zwłaszcza tych na arenie publicznej), to już będzie połowa sukcesu, bo osobę niepełnosprawną w pełni sił intelektualnych można łatwo odróżnić od osoby mającej mniej szczęścia w życiu, sparaliżowanej lub dotkniętej ciężką chorobą o charakterze umysłowym. Tak więc Wy, którzy możecie normalnie pracować, uczyć się, studiować i żyć w społeczeństwie - nie bądźcie roszczeniowi, bo pogarszacie nie tylko swoją, ale też i cudzą sytuację. Ciężko jest uzyskać niektóre rzeczy, poruszając się na wózku, więc nie podwyższajcie tej poprzeczki, dodatkowo dorabiając sobie i innym negatywną opinię społeczną!
Ps. Do tych zaś, którzy czytają moje wpisy: śmiało piszcie komentarze, bo ja ten blog robię z czystej przyjemności, dla siebie. Nic z tego nie mam i dobrze mi z tym, ale nie lubię pisać "do szuflady". Głównym celem tego bloga było poznanie opinii odbiorców, co myślą o mojej poezji (wtedy jeszcze nie myślałem o prozie). Dlatego moje wiersze pozbawione Waszych komentarzy są po prostu puste, bo ja nie wiem, czy do Was trafiają, czy są tylko jakimś sztucznym wytworem mojej wyobraźni, który tylko ja pojmuję, czy może jednak jakoś na Was działają, skłaniają do refleksji. Piszcie więc komentarze, bo to wtedy właśnie to wszystko będzie miało jakiś sens (bo w życiu go niewiele)! :)
Poniższy utwór w miarę dobrze oddaje to, co chciałem przekazać tym wpisem.
Komentarze
Prześlij komentarz