Inni
Znowu
pudło. To już trzeci miesiąc z rzędu. Jak tak dalej pójdzie, to
sąd naprawdę będzie musiał ściągać te alimenty z jego grobu.
Ich spłata jest jednak mniejszym problemem, biorąc pod uwagę to,
że on sam ledwo wiąże koniec z końcem, a żyć z czegoś trzeba.
W porządku – ma mercedesa, ale przegląd nieważny prawie od roku.
Ma mieszkanie, ale to spadek po rodzicach – klitka dwa na dwa, a
nie lokum z prawdziwego zdarzenia. Niedługo jednak żadna z tych
rzeczy się nie ostanie.
Dobra,
luz. Na razie nic z tego nie jest istotne. Jest sobota. Rozmowę w
sprawie nowej roboty ma dopiero w poniedziałek przecież. I to o
11:00. Zdąży wyjść z upodlenia, do którego dziś najpewniej się
doprowadzi. Czas wpaść do Arniego. To jedyna osoba, która zdaje
się go rozumieć w tych czasach. To niczego nie zmienia, że jest
barmanem, a w zawód ten wpisane jest spowiadanie życiowych oferm.
Arni po prostu go lubi. Tak jest.
Drzwi
tej knajpy skrzypią chyba z tygodnia na tydzień coraz głośniej.
Łeb mu pęka, a jeszcze ani kropli w siebie nie wlał.
–
O,
jak się masz!? – wita go od progu donośny głos Arniego. –
Siadaj, siadaj! Mam nową historię! – ten człowiek zawsze miał
"nowe historie".
Można
by codziennie przychodzić do jego baru, a i tak zawsze miałby do
opowiedzenia "coś nowego" i, rzecz jasna, nadzwyczaj
nietuzinkowego. W tamtym czasie bar akurat był niemal pusty, za
wyjątkiem dwóch typków siedzących przy jednym ze stolików w
kącie knajpy, no i oczywiście Arniego.
–
Gadaj,
co tam chcesz, tylko już się tak nie wydzieraj, błagam –
ściszonym głosem odpowiedział zmęczony życiem klient.
–
Hej,
coś taki nie w sosie, panie? Wszystko się naprostuje! – Arni
wiedział niemal o wszystkich problemach swojego gościa (wliczając
w to alimenty, kłopoty z zatrudnieniem, a nawet i brak tego
przeklętego OC).
–
Dobra,
lej to, co zawsze i opowiadaj, bo wiem, że i tak tego nie uniknę –
cynicznie rzekł gość niemogący uciec od ponurych myśli,
kłębiących mu się w głowie.
–
No,
jak ty mnie znasz! – ucieszył się barman. - Słuchaj, bo historia
przednia. Znasz "Woźnego"? – zapytał gościa, do połowy
zapełniając jego kieliszek przeźroczystą cieczą.
–
Jakiego
"Woźnego"? – zdziwił się klient, jednym ruchem
wlewając w swoje gardło całą zawartość kieliszka.
–
No
jak to jakiego!? – oburzył się Arni, jakby ktoś go dopiero co
zwyzywał od najgorszych. – "Woźny" to ten, co za
dzieciaka zawsze latał po osiedlu z pękiem kluczy zawieszonym na
długiej smyczy. Jego brat jest teraz dzielnicowym - wyjaśniał.
–
Być
może. Mniejsza o to. Co z nim?
–
No
to był tu wczoraj i... – rozmówca Arniego nie pozwolił dokończyć
mu zdania.
–
Ale
kto w końcu? "Woźny", czy jego brat? – stosunkowo późna
pora i wlewanie w siebie kolejnych kieliszków alkoholu nie służyło
ogólnym zdolnościom do koncentracji, a lekko chaotyczny styl
wypowiedzi Arniego dodatkowo utrudniał gościowi zrozumienie, o co
chodzi barmanowi.
–
No,
skup się! – podirytował się Arni, do tej pory nieprzejawiający
najmniejszych oznak jakichkolwiek negatywnych emocji. – Cały czas
mówię o "Woźnym" przecież – dodał, po czym powrócił
do swojej opowieści. – No więc był u mnie wczoraj i opowiedział
mi, w co wdepnął jego brat.
–
Ten
policjant? – dopytywał już lekko wstawiony gość.
–
No
tak, tak. Nie kto inny – odparł żywo Arni. – Wyobraź sobie, że
pan władza, przykładny ojciec dwójki dzieci no i, rzecz jasna,
wzorowy mąż i obywatel naszego kraju (Arni lubił podkreślać
swoje patriotyczne zapędy). Ma jakiś potajemny romans z małolatą!
–
No
i co? – zdziwił się posiadacz starego mercedesa. – Też mi
nowina. Teraz każdy dyma wszystko na lewo i prawo. Takie czasy,
chłopie – krótko podsumował, po czym dodał. – Tylko, że jaki
on "tajemny", skoro ty już o nim wiesz, a powiedział ci o
tym jego brat? – zreflektował się.
–
No
przecież wiesz, jak matkę kocham, że u mnie jak w szwajcarskim
banku! Wszystko bezpieczne i na cztery szyfry zamknięte! - dumnie
zaakcentował barman. – Sprawa jednak nie jest tak oczywista, jak
ci się wydaje, bo ta małolata ma narzeczonego, a dodatkowo jeszcze
romansuje z trzema innymi chłopakami poznanymi niby w sieci –
kontynuował swoją opowieść.
–
No,
a co z żoną? – zaciekawił się podpity pechowiec.
–
Wiesz,
jak to mawiają: "żona bez 'ż' to tylko 'ona'". Hahaha – zażartował Arni, ale najwidoczniej tylko jemu było do śmiechu.
– Ciebie to naprawdę bawi? To przecież standardowa sytuacja – zamędrkował gość. – Zdziwiłbym
się, gdyby było inaczej.
–
W
sumie masz rację – stwierdził barman, po czym zabrał się za
czyszczenie kieliszków.
–
A
no żebyś wiedział, że mam. Sprawa jest prosta – gość ma
kryzys wieku średniego i tylko tych gówniarzy trochę szkoda.
–
Też
prawda. W końcu podchodzi pod czterdziestkę, a dzieci naprawdę mu się udały.
– Tutaj nie ma też za bardzo nawet z czego się śmiać. Świat schodzi chłopie na psy, które zawsze biorą i suki, które zawsze dają – pouczył barmana podpity klient.
Tym razem jednak jego rozmówca nie odpowiedział. Ewidentnie poczuł chyba nietakt, jakiego się dopuścił, wyśmiewając brata "Woźnego" i może nawet trochę było mu teraz głupio, tak jak dziecku w szkole, przyłapanemu na ściąganiu od kolegi na klasówce z matematyki.
–
Oj,
Arni – żeby wszyscy takie "problemy" mieli, to by dobrze
było – skwitował temat dobrze już wstawiony posiadacz mercedesa,
powoli wstając od baru.
–
Myślisz,
że to wyszukiwanie problemów na siłę? – zaintrygował się
barman. – Chociaż z drugiej strony, jakby tak nad tym dłużej się
zastanowić, to chyba faktycznie tak jest.
–
No
bo taka prawda – potwierdził gość.
–
Zbierasz
się? Tak szybko? – spytał Arni, widząc swego klienta z wolna
zabierającego się do wyjścia.
–
Trzeba
– stwierdził gość po chwili namysłu. – Inni ludzie mają inne
problemy. Ja jednak mam swoje i nikt ich za mnie nie rozwiąże, a
faktem jest, że sam sobie tego piwa nawarzyłem. Zbieram się więc
– rzekł, kierując się do drzwi, a przekraczając próg, rzucił
w stronę baru krótkie "na razie!", po czym już go nie
było.
Komentarze
Prześlij komentarz