Horyzont
Widziałem człowieka.
Widziałem, jak czekał.
Był bardzo spokojny.
Miał stan niezmącony.
I stał tak, i czekał, i patrzył gdzieś w dal.
Tak jakby wciąż zwlekał i uciec by chciał.
Ze wzrokiem tak mętnym i wbitym w tę dal
korzenie zapuścił, kwitnąć tak miał.
Już chciałem zapytać, czy wszystko gra.
Już chciałem mu przerwać ten dziwny stan.
Wszak gnuśność go miała - on nie miał nic.
Ta dusza oddała swą wolę, by żyć.
Wyciągam już rękę, już wołać go chcę.
Wtem słyszę - szkło pęka - coś rozbiło się.
Wnet znika horyzont, i człowiek, co stał.
To lustro się zbiło, a w nim byłem ja.
Komentarze
Prześlij komentarz