Na smyczy (cz. I)

"Jak ja się w to wpakowałem?" - to pytanie nie dawało Johnny'emu spać po nocach. "No jak to możliwe?" - pytał samego siebie w myślach. Jednak nie uzyskiwał żadnej odpowiedzi. Ostatnio z niewieloma ludźmi jest się w stanie po ludzku dogadać. Najtrudniej jednak dogadać się jest mu ze samym sobą. Ten wredny, mały gnom, co siedzi mu w tej głupiej głowie - on nie daje za wygraną. On...
- Przepraszam, czy tu jest wolne? - zapytała młoda, ciemnowłosa kobieta, wchodząc do przedziału, w którym podróżował mężczyzna.
- Tak, tak... Wolne - odpowiedział Johnny, solidnie wybity ze swych refleksji. Nie raz, gdy go ktoś tak solidnie wyprowadzi z transu, to dyskomfort, jaki wtedy odczuwa, jest niemal tak intensywny, jak bóle migrenowe przy poważnych schorzeniach.

Ona była taka zwiewna i wyglądała, jakby jechała tym pospiesznym tylko tak dla zabawy i w każdej chwili mogłaby wyfrunąć przez to niedomykające się okno, które tak mierziło Johnny'ego przez całą podróż. Ciemne włosy, czerwona tunika, jakaś tam torebka. W sumie żaden wielki szał. No, ale usiadła tu jednak i była, jakby to powiedzieć, "namacalna", więc już przez tę swoją cechę była inna niż znany Johnny'emu świat jego wyobraźni i niedomówień. U niego nic nie posiadało tej cechy "namscalności". Wszystko przez palce jakby uciekało, a te palce też zgrabiałe takie - jakby wstydziły się swojego właściciela, próbując uciec od rzeczywistości.

On chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak się odezwać. Taki kiepski był z niego mówca. Dał już "popis" na sali sądowej. Gdyby nie tamto, nie musiałby teraz jechać gdzieś, gdzie psy dupami szczekają, a ich łańcuchy wyją nocą do gwiazd. Ta sprawa miała być z "tych prostych". Paragraf lub dwa i po kłopocie. Krótka, płomienna mowa na koniec i do domku, czy gdzie on tam zawsze nie wraca. Niby taka praca dobra, niby wykształcenie i tak dalej, i tak dalej - a tu dupa, do tego jeszcze czarna, jak u najbardziej rdzennych ludów afrykańskich. I ten mrok go przerażał.

No, a ona... W tej czerwonej tunice - kontrast dla tego spaczenia na świecie. Jakże odległa to kraina dla tego Pana tutaj. Pieprzona Nibylandia!
- O, to chyba moja stacja już - odezwał się wreszcie po 20 minutach. - Muszę iść, ale miło było poznać. Do widzenia! - no i tyle by było z obcowania z tym nietypowym, jak na jego kiepskie życie, zjawiskiem. Wtedy jednak nie wiedział, że to faktycznie może być jego "ostatnia stacja".

Musi po prostu jakoś to przeczekać. To taki okres burzy. Tak samo, jak na morzu, o którym ojciec mu tyle opowiadał: "Jak jest sztorm, synu, to święty nie pomoże - musisz przetrzymać i nie dać się zmyć z pokładu". Tyle tylko, że ta jego łajba miała już więcej dziur niż ta szosa, poboczem której teraz szedł.

W końcu dotarł. Tu go raczej nikt nie znajdzie. Tomasz od dawna już nie bywał w tej chacie na dłużej. Raz na jakiś czas tylko wpadał przewietrzyć i sprawdzić, czy jakiś piroman nie zechciał urządzić sobie z niej ogniska.

No i ona też go nie znajdzie i w sumie bardzo dobrze, bo gdyby nie jej bezwstydny egoizm, teraz nie musiałby się tutaj ukrywać. Już dawniej kurtyzany potrafiły być równie zwiewne, co i bezwstydne. Od niej zaś biła bezczelność tak duża, jak mocne było światło jej ulubionej latarnii - tej na skrzyżowaniu Kościuszki i Warszawskiej, tuż obok Żabki.

Jeszcze nie wie, z czego będzie żyć, bo nie może wiecznie jechać na tej kasie od Tomka - ona się kiedyś skończy, a on na razie nie może pokazywać się w sądzie ani w kancelarii. Musi poczekać. Oni już się tym zajęli, ale to potrwa. To zawsze trwa. To trwanie jest właśnie najgorsze. To z trwaniem Johnny będzie musiał stoczyć największą walkę. To trochę tak, jak walka Dawida z Goliatem. Tyle tylko, że Johnny nie może znaleźć żadnego porządnego kamienia pod ręką, a jego proca też nie jest najlepszej jakości, ale tak poza tym - to jest w sumie identycznie. Przynajmniej nie może narzekać na nudę. Głupio tak by było gadać do siebie w pustej chatce na zadupiu. On to wiedział. Nawet słońce już się schowało. To chyba kreśli koniec tego parszywego dnia. Można zmieniać taśmę.

Komentarze

  1. Widać, że targają Tobą namiętności (tak jak każdego twórcę). Dobrze czy niedobrze oto jest pytanie? Czyż szlachetniejszym było by znosić wściekłego losu świadomie strzał pociski, lub za broń przeciw zgryzot mrowiu chwycić odważnie. Jak ze skrzydłami wiatraków ludzkim obojętnym walcząc nastawieniem?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne